czwartek, 26 czerwca 2014

Opowieści zza oceanu

Dalej nie mamy naszych komputerów, ale szczęśliwie zostaje jeszcze laptop pracowy mego małżona i moja komórka jako źródło fotkowych ilustracji.
Z ostatnich wieści wynika, że graty nasze obecnie zwiedzają Chicago i mam nadzieję, że przemili panowie celnicy wkrótce w końcu wyślą je na nasz obecny adres :)

To może po kolei :) Wyruszyliśmy Grześkowym samolotem - serio miał reklamę Grześków, ale na pokładzie dostaliśmy Prince Polo :) - w piątek 13 czerwca :) Bardzo lubię tą datę. Do tej pory miałam przyjemność przemieszczać się samolotem tylko dwa razy, głównie z racji mojego średniego zaufania do latającego pudełka, które jak się już popsuje to wtedy amen... no z wyjątkami. Szczęśliwie nic się nie popsuło i po 35 minutach dotarliśmy z Wrocławia do Warszawy :) Fajnie byłoby się tak szybko przemieszczać samochodem.

Po wieczornej imprezie pożegnawczej (czwartej w ciągu tygodnia :) ) Wpakowaliśmy się dnia następnego do kolejnego, nieco większego samolotu lecącego do Amsterdamu. (wspomnę jeszcze, że było to w moje urodziny, które były zarazem moimi najdłuższymi urodzinami w życiu z racji zmiany czasu) I tutaj dotarliśmy po 2 godzinach, w międzyczasie nas nakarmili średnio jadalną jak na mój gust kanapką, ale głodny człowiek nie marudzi, tylko wsuwa. No i z zaciekawieniem obserwowałam co się dzieje pod nami, jako że nie codziennie mogę patrzeć na świat z góry - na cały świat, bo na znaczną większość ludzi raczej patrzę z racji niemałego wzrostu :) Dla takich widoków warto pokonać swoje wewnętrzne demony i schować lęk wysokości głęboko do kieszeni.

W Amsterdamie przesiadka, około 2,5 godziny na lotnisku, tutaj nas nieco mocniej przetrzepali, pani która nas przepuszczała była wyjątkowo dociekliwa, ale nie miała się do czego przyczepić przy tonie makulatury, którą mieliśmy ze sobą.

No i w drogę :) A należałoby też wspomnieć, że byłam niezmiernie wdzięczna, że tym razem dzieci poniżej 3 roku życia siedziały w znacznej odległości od nas, bo przez poprzednie 2 godziny młody jegomość skutecznie doprowadził nas do bólu głowy i do wścieklizny swoją matkę. Nie to żebym nie lubiła dzieci czy coś :P

Ooo, a tym lecieliśmy już za ocean, ten był największy. 



Zabawnie się również obserwowało jak panowie ładowali bagaże na pokład. Zwłaszcza, że kilka im niechcący spadło z samochodu. Zastanawiałam się jak przetransportują naszą najcięższą walizkę, bo pan przy pierwszym podejściu skapitulował i przesunął ją na bok :) Takie tam ledwie 30 kilka kilogramów...


No i tutaj już nieco inny standard, wprawdzie miejsca na nogi za dużo nie było, ale każdy dostawał swój kocyk, poduszkę, i zestaw słuchawek do odtwarzacza filmów i muzyki. W końcu teraz lecieliśmy 9 godzin i coś u licha trzeba było przez ten czas robić. Także wciągnęłam dwa filmy, dostaliśmy też obiad i kolację, z czego lody były tylko naprawdę zjadliwe. Ale opiekowano się nami bardzo troskliwie, niczym pod babcinymi skrzydłami, przed jedzeniem obowiązkowe mycie rączek i takie tam. Ostatnie 45 minut spędziłam na obserwowaniu na naszych ekranikach jak leci nasz samolot - poza czystą ciekawością spowodowane było z racji kiepskich warunków do spania i ponoć delikatnych turbulencji, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie znasz dnia ani godziny. Ale poza mną chyba nikomu nie przeszkadzały, więc trza było zachować pełny spokój i jakoś dolecieliśmy :) Trzeba tu wspomnieć że panowie kapitanowie wylądowali gładko jak po maśle, co kontrastowało mocno z pierdutnięciem kołami o pas lotniska, jak lądowaliśmy w Holandii.

Potem jeszcze jakieś 45 minut na lotnisku, gdzie nas kolejny raz prześwietlono, czy aby na pewno nie chcemy tu nielegalnie pracować lub zostać, na dłużej niż mamy w planach i papierach. No i w końcu dotarliśmy na obcą ziemię daleko od domu. Z lotniska odebrała nas pani, która nami się tu zajmuje i zabrała do naszego nowego mieszkania. I po wstępnych oględzinach zalegliśmy w wysokim hamerykańskim łóżku.

I tu pierwszy psikus. Bo wybija 3 w nocy tutejszego czasu i co... i nie możesz spać, bo w zasadzie twój organizm twierdzi, że jest już 10:00 i najwyższy czas zbierać się z łóżka. Psikus powtórzył się jeszcze 3 razy z rzędu i jakoś w okolicy środy w końcu obudziliśmy się jak ludzie po tej stronie świata. 


Obiecałam fotki mieszkania :P No to macie drogie Panie ;)

Nasza mała kawalerka, czyli jedyne 85m2, na które składa się...







...salono-kuchnio-przedpokojo-jadalnia, łazienka i sypialnia.

W sumie 3 pomieszczenia, plus schowki wszelakie. Także przestrzeń nam się nieco powiększyła. Jak się rozpuszczę za bardzo, to nie wiem czy uda mi się przyzwyczaić do naszej maleńkiej łazienki - naprawdę małej w porównaniu do tej, w której mogę sobie swobodnie ćwiczyć moje tańcowanie przed lustrem.

Tak a propos tańców. Jestem przeszczęśliwa :) Udało mi się znaleźć siostrzane studio FTBD w Saint Paul, w którym pieczę nad uczennicami sprawuje certyfikowana przez Carolenę nauczycielka :)
Ku mojej jeszcze większej radości mieści się ono 30 minut z buta od miejsca gdzie mieszkamy, no i da się tam dojść, bo są chodniki - podobnoż nie wszędzie jest tak dobrze. Póki co nie zaobserwowałam raczej ich braku. Ale podobno mieszkamy w mieście. Byłam już na dwóch zajęciach i było suuuuper :) Jako, że wbiłam się do grupy, która kończy właśnie 1 lvl, miałam okazję przetestować, to co umiem do tej pory i wyszło, że nie odbiegam od grupy, także za tydzień zaczynamy lvl 2 :)

No i czemu napisałam "podobno w mieście"  :) Nasz widok z okna - jakże podobny do Wrocławskiego z rzeką w tle ;)


I tu ciekawostka przyrodnicza :) Dzika przyroda nas otacza - na tymże zielonym podwórku mieszkają sobie dwa małe, dzikie króliczki. A spacerując przy rzecze widzieliśmy już sarnę, buszującą w krzaczorach, bezczelnie załatwiająca swoje potrzeby na naszych oczach, kilka dni później pływającego szczura i... bobra :) który wsuwał pędy winogron, jako, że od kiedy tu przylecieliśmy poziom rzeki podniósł się o około 1 metr, tak na oko, albo i trochę więcej....












I tu kilka fotek najbliższej okolicy :)

I to tyle na tą chwilę. Inne ciekawostki i spostrzeżenia zostaną tu spisane wkrótce :)

Trzymajcie się ciepło :)





2 komentarze:

  1. Całkiem ładną macie okolicę i metraż nielichy. Akurat na imprezy! Chociaż gdybyście jakąś postanowili zorganizować to nie wiem czy zdążylibyśmy na wyznaczona godzinę:-) Serdeczne uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anezik dzięki za relację *** No kurcze ładnie tam u Was :))) Zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam :D

    OdpowiedzUsuń